Rodzina Bartczaków
„Do domu Gołąbków wciąż przychodzili Żydzi i odchodzili. Zatrzymywali się na kilka godzin, na kilka dni”, pisała Renata Skotnicka-Zajdman. Sama ukrywała się u nich od sierpnia 1942 roku. Z getta wyprowadził ją Paweł Gołąbek, granatowy policjant. Zainscenizował aresztowanie i zabrał ją na Kaczą, do rodzinnego domu. „Pan Gołąbek znalazł w szafie stary futrzany kołnierz i przyszył go do mojego płaszcza – Żydzi, którzy uciekli z getta mogli być łatwo rozpoznani po braku futra”.
1 września 1942 roku odbył się kolejny radziecki nalot na Warszawę. „Ukrywałam się w łazience, […] rozhisteryzowana”, relacjonowała Renata Skotnicka-Zajdman. Jej gospodarze zeszli do schronu. Ona, w obawie przed sąsiadami i ryzykiem denuncjacji, została w mieszkaniu. Z pomocą przyszedł jej Janek Bartczak, szwagier Gołąbka: „Wszedł na górę. Wyciągnął mnie z łazienki, okrył kocem i pogłaskał po głowie. […] Uspokajającym głosem mówił o ocaleniu i wolności, o końcu upokorzeń i przemocy. Śpiewał mi polskie kołysanki dopóki nie zasnęłam w jego ramionach”.