Rodzina Salonich
– Wcześnie rano pukanie do drzwi. Otwieram. Dąb i ktoś za nim. Pomyślałem: „Rany boskie, już miałem tyle kłopotów z jednym Żydem, a teraz dwóch mam” – opowiada Juliusz Saloni.
Józef Dąb był jednym z wielu Żydów, którym Juliusz Saloni i jego żona Jadwiga pomogli w czasie okupacji. Mężczyźni razem pracowali. Dąb poprosił Saloniego o ukrycie siedmioletniej córki i żony. Małżeństwo mieszkało przy Nurskiej, po sąsiedzku z rodzicami pana Juliusza, którzy zajmowali dom na rogu z Poselską. Dziewczynka, Irenka Dąb, ukrywała się w mieszkaniu Salonich dwa lata. Za którymś razem, gdy pan Dąb szedł do niej w odwiedziny, złapało go gestapo. Z Pawiaka uciekł kanałami i dotarł na ul. Poselską. Była wiosna 1944 roku.
– Co ja z nimi zrobię? – zastanawiał się wówczas Saloni. – Przy domu, na Saskiej, wszędzie były ogródki, mieliśmy w szałasiku z desek dwie kozy. Wcisnąłem ich do tej komórki. Mogli wyspać się, odpocząć. A mój biedny łeb kombinował, co tu zrobić.